piątek, 6 kwietnia 2012

W poszukiwaniu drugiego Ovrebo.


Po meczu ćwierćfinałowym na ‘kompleks Barcelony’ chorują już nie tylko Mourinho czy starzy madridistas, ale również pół Europy z kibicami Milanu na czele. Śpiewka jest jak zwykle ta sama – Barcelonę znów bezczelnie przepchnięto do następnej rundy. Wydaje się, że z roku na rok przybywa antybarcelonistów popadających w coraz większą paranoję.

Internet znów kipi od gorzkich żalów i lamentów tych, którzy mocno trzymali kciuki za porażkę Barcelony. Katalończycy awansowali do półfinału LM po raz piąty z rzędu, co nie wydarzyło się od ponad 50 lat. Dominacja Barcelony na arenie europejskiej uwiera jednak sporą liczbę osób, którzy za wszelką cenę i na każdym wręcz kroku starają się deprecjonować osiągnięcia aktualnych obrońców trofeum. Ciężko przełknąć czasem gorycz porażki, ale sam zawsze starałem się to robić z godnością i szacunkiem dla rywala. Obecnie przegrywać potrafią tylko nieliczni, z Barceloną prawie nikt. Niezależnie od przebiegu spotkania należy podnieść larum, że Barca wygrała niesłusznie. Koniecznie trzeba też zapomnieć o jakichkolwiek decyzjach sędziowskich na niekorzyść Blaugrany. Niemożliwe żeby faktycznie byli lepsi. Niemożliwe, że tak słaba drużyna znów powalczy o finał Ligi Mistrzów. Na siłę próbuje się wpisać skandal we współczesną historię Barcelony.

Tym razem rozchodzi się od dwa karne, które w pierwszej połowie na bramki zamienił Leo Messi. Narzekanie na sędziów nie dziwiło mnie nigdy – sam często wytykam arbitrom ich decyzje, jednak zawsze wydawało mi się, że jest to uzasadnione w przypadku gdy sędzia obiektywnie popełnił błąd w swojej ocenie. Okazuje się, że nie. W tym roku wznieśliśmy się na jeszcze wyższy poziom niedorzeczności – należy krytykować również decyzje zgodne z przepisami jeśli zostały one podjęte na korzyść Barcelony. W końcu im nie trzeba ‘pomagać’ jak to określił jeden z ekspertów zasiadających w studiu NSport. Ja bym poszedł nawet o krok dalej i zakazał dyktowania rzutów karnych dla Barcelony oraz pokazywania czerwonych kartek piłkarzom drużyn przeciwnych. Trzeba dbać o fair play, ważne żeby kibice mieli przekonanie, że szanse na zwycięstwo są równe. Kto wie, może już w przyszłym roku dojdziemy do takiego konsensusu.

Przejdźmy do meritum, czy do sytuacji rzekomo wątpliwych. Nie, źle się wyraziłem – sytuacji w których arbiter podjął bezsprzecznie karygodne i haniebne decyzje, które urągają wszelkiej przyzwoitości i zdrowemu rozsądkowi oraz świadczą o korupcji wśród działaczy UEFA. Tak jak pierwszy rzut karny jeszcze co niektórzy zaakceptować potrafią, tak z drugim już większość ma olbrzymi problem. Niebywałe, że sędzia dyktuje jedenastkę w sytuacji gdy zawodnik Milanu uporczywie trzyma rywala za koszulkę i nie puszcza nawet jak ten omija go walcząc o korzystną pozycję w polu karnym. Przecież takich karnych się nie dyktuje, podobno zawsze wszyscy się łapią za koszulki. Coś tam jeszcze o duchu gry było. Absurd. Naprawdę, robię co mogę, ale nie potrafię zaakceptować takiego braku obiektywizmu. Mam wyższe standardy, tym bardziej jeśli chodzi o dyskusję o piłce.

W moim mniemaniu nie ma wątpliwości co do słuszności decyzji norweskiego arbitra. To nie było tak, że Nesta złapał i od razu puścił koszulkę Busquetsa lub tylko go lekko trzymał umożliwiając jednak swobodną walkę o piłkę. Nie – on go trzymał bezczelnie zanim jeszcze rzut różny został wykonany i nie puścił aż do momentu jego upadku. Do tego wszystko działo się tuż pod nosem sędziego głównego, a nie gdzieś w tumulcie jaki często ma miejsce w polu karnym przy rzutach rożnych. To tylko i wyłącznie głupota Nesty, któremu na moment jakby odebrało lata piłkarskiego doświadczenia. Nie twierdzę, że Busquets nie dodał w tej sytuacji niczego od siebie – prawdopodobnie wykorzystał sytuację do maksimum, ale nie zmienia to faktu, że rzut karny się Barcelonie należał. Futbol to gra błędów, które trzeba wykorzystywać. Nesta za swoją głupotę słusznie zapłacił. Rozumiem, że jest to decyzja trudno do zaakceptowania dla kogoś, kto z Barceloną nie sympatyzuje – w końcu nikt nikomu nogi nie urwał – ale w myśl przepisów takie zachowanie w polu karnym to zawsze skrajne ryzyko.

Za decyzję kontrowersyjną można co najwyżej uznać brak jedenastki po starciu Mascherano ze Zlatanem na początku drugiej połowy. Z tym się zgodzę – sam mam wątpliwości czy pan Kuipers trafnie ocenił sytuację. Tu jednak wątpliwości wydają się być zdecydowanie bardziej uzasadnione niż w przypadku drugiego karnego dla Barcelony – tam faul był ewidentny. Prawie tak samo jak ten na Sanchezie tydzień wcześniej. Co prawda jestem zdania, że sędzia zachował się prawidłowo puszczając grę dalej (Chilijczyk zapewne i tak do tej piłki by nie doszedł), ale Abbiati faktycznie w piłkę nie trafił i rzut karny mógł spokojnie zostać podyktowany. O tym, ani o problematycznej sytuacji z faulem na Puyolu w drugiej połowie tamtego meczu oczywiście się nie mówi. Ciągle zapominam, że w rzeczywistości sędziowie decyzji na niekorzyść Katalończyków nie podejmują, mylą się za to zawsze jeśli traci na tym ich rywal. Nikt nie węszył spisków po pierwszym spotkaniu.

Poza marudzeniem o arbitrze można było też usłyszeć, że Barcelona w istocie grała słabo. Nieprawda. Culés mają wszelkie powody, aby cieszyć się z awansu. W końcu nie zawsze udaje się wpakować rywalom manitę; czasem gola zdobędzie się nie po pięknym rozegraniu piłki, ale po zwykłym rzucie karnym. Nawet jedenastka nie bierze się jednak z niczego. Niektórych Barcelona rozpieściła do tego stopnia, że nie próbują zrozumieć praw jakimi zawsze rządzi się oparta na dwumeczach faza pucharowa. Na tym etapie rozgrywek konieczny jest rozsądek i kalkulacja. Można zarzucić Guardioli, że za bardzo nastawił się, aby w Mediolanie przede wszystkim bramki nie stracić, ale liczy się przecież efekt końcowy. 3-1 w dwumeczu z renomowaną ekipą to dla mnie rezultat więcej niż przyzwoity. To nie wymęczony awans dzięki bramkom na wyjeździe, a solidna rezerwa dwóch goli przewagi osiągnięta przy dominacji w obu spotkaniach. Nie mam wątpliwości, że awansowała drużyna lepsza i z optymizmem spoglądam na przyszłe mecze Barcelony w tym sezonie. To wciąż oni dyktują warunki na boisku. Muszę się z kolei w końcu przyzwyczaić, że haters gonna hate. To przecież nie mój problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz